sobota, 17 sierpnia 2013

Rodzinny festyn



  Jak co roku do niektórych miast przybijają imprezy, które szczycą się mianem piwnych biesiad, czy jakoś tak. Nie ważne.
Przykry to dla mnie widok. Pomijam już samą ideę tych inicjatyw, bo nie rozumiem raczenia się koncernowym „sikaczem”. Jak mniemam,  pozory raczenia się trunkiem dają usprawiedliwienie do pełnoprawnego, alkoholowego upojenia się w miejscu publicznym.  Wszystko w porządku. Niech piją, palą i próbują zataczać się w rytm głośnej muzyki.
Tylko dlaczego tam wpuszcza się dzieci?
Całe rodzinki urozmaicają sobie  w ten sposób niedzielne popołudnie. Chwiejący się lekko tatuś z córeczką na baranach i maczający sobie usta w plastikowym kubeczku z jakże szlachetnym trunkiem. Potem pewnie jakaś kiełbaska z grilla i znowu trzeba będzie degustować piwko. 

Wchodzę sobie teraz na stronę jakiejś mamusi z mojego miasta, która oświadcza, że idzie z rodziną na festyn. Ładnie to ujęła.  Ale gdzie tam miejsce dla jej pociech? Przy dudniącym głośniku, czy przy pijanym panu tańczącym pod sceną?
Pewnie kupi kolorowego balonika i wszyscy będą się cieszyć.
Czy ktoś w ogóle jeszcze pamięta, jak powinien wyglądać festyn?

1 komentarz:

  1. Kochana, niestety narzuca się ludziom takie rozrywki, a ludzie też i nie są wybredni. Nawet się z tego cieszą. Jedno pytanie: na tym festynie było dostępne piwo jedynej-słusznej-marki i zakaz wnoszenia alkoholu? Domyślasz się, dla kogo tak naprawdę była to ważna impreza i po co się je organizuje?

    OdpowiedzUsuń