czwartek, 1 stycznia 2015

Wszystko w moich rękach.

Mój blog przeżywa niekiedy bardzo długie przerwy, czasem długo musi wytrzymać bez mojego pisania. Ale póki co zawsze wracam, wracam i teraz. To jedno z moich takich noworocznych postanowień, choć część z nich zaczęłam realizować jeszcze przed końcem starego roku. Jestem zdania, że wszelkie postanowienia powinno realizować się od momentu, kiedy tylko przyjdą do głowy. Tak więc w głowie się dzieje i działam.

Ciekawe jaki będzie ten rok? Hmm…. No cóż, wszystko w moich rękach.  :)

sobota, 22 listopada 2014

Muzycznie

Zdążyłam już parę razy odespać "wyborowe" niedobory snu, oficjalnych wyników nie ma nadal. No, cóż... :)


W tym tygodniu natomiast wzbogaciłam się o...



Nie mam zwyczaju kupowania płyt. Nie miałam dotąd takiej potrzeby. Wydanie kilkudziesięciu złotych to dość spory wydatek dla mojego budżetu. Szczerze powiedziawszy nigdy nikt nie zachwycił mnie do tego stopnia, żebym pobiegła po jego krążek do sklepu. Do czasu.

Pewnego deszczowego dnia wybrałam się koncert. Nie obiecywałam sobie wiele, ot miałam okazję pójść, stwierdziłam, że posiedzę, wysłucham, odbębnię, może się nawet nie wynudzę.
No i miałam okazję posłuchać Natalii Przybysz i Tymona Tymańskiego, spragnionych lata, wieńczących wspólną trasę koncertową. O ile występ tego drugiego Pana rzeczywiście przyprawiłam paroma ziewnięciami, to pierwsza część zawróciła mi w głowie.
Wbita w fotel, rozmarzona, kiwająca stopą. Jeszcze nigdy nie byłam tak oczarowana. Nie spodziewałam się, że chora, zakatarzona, niepozorna dziewczyna w pomiętej bluzie może zrobić taki show i sprawić taką przyjemność moim uszom. Do tego trzej seksowni gitarzyści, czarujący perkusista - kupiłam to.
No i od tego dnia odliczałam do wydania ich płytki.

Pojawiła się w poniedziałek. W środę, jak tylko znalazłam chwilkę w podskokach pobiegłam i kupiłam. Ale nie włożyłam od razu do odtwarzacza nie, nie. :)  Wykonałam wszystkie obowiązki zaplanowane na ten dzień, zapaliłam pachnący kominek, a obok parzyła się egzotyczna herbatka.
No i muzyka wbiła mnie w fotel po razu drugi.
Można zrobić dobrą płytę i to po polsku? Można! Mamy jednak w Polsce talenty i nie warto ich szukać w jakichś talent show.
 A to, że ja, sceptyczka kupowania płyt poszłam i kupiłam to świadczy samo za siebie. Jest to też w pewnym stopniu ukłon z mojej strony, bo to co potrafi ta dziewczyna... Mnie naprawdę ciężko oczarować.
Byle tak dalej, byle po polsku.
Wam też polecam "wygooglować" jakiś nowy teledysk Natu, posłuchać, pomyśleć, potupać nogą. A nuż się spodoba. :)


wtorek, 18 listopada 2014

Wyczerpanie.

Nie mam sił.
Nigdy więcej wyborów samorządowych. To rozrywka dla masochistów, na pewno nie dla mnie.
Ponad doba pracy bez snu, dużo nerwów i stresu. Powrót do domu przed ósmą rano. Liczenie, niezgodności, liczenie, mężowie zaufania patrzący na ręce, leczenie, niezgodności, liczenie.
Druga połowa pracy członka komisji naprawdę była męcząca i przysłoniła przyjemności części pierwszej.
Praca od 7 do 21 była czystą przyjemnością. Kontakt z ludźmi, uśmiechy, ale i powaga towarzysząca wypełnianiu patriotycznego obowiązku. Trochę się czułam tym funkcjonariuszem państwowym, czułam odpowiedzialność ale i dumę.
Potem było nieco gorzej.Dodajmy do tego wspaniały system, który odrzucał, odrzucał, odrzucał.
Mam mieszane uczucia. Nie tak to powinno wyglądać Wszystko powinno działać już dawno, być przetestowane. Przecież w niektórych wypadkach liczył się naprawdę każdy głos. Ale było minęło.

Przed nami kolejna tura za dwa tygodnie. Na szczęście już lżej, mniej, krócej.
A na dworze coraz zimnej, mroźniej, ciemniej.
W sercu bardzo, bardzo gorąco. :)

niedziela, 9 listopada 2014

Czas stop.

Dla mnie samej zaskoczeniem jest to, że w końcu się tu zalogowałam i postanowiłam coś napisać.
Chęci i zamiaru przez całą moją nieobecność było wiele, ale z wygospodarowaniem czasu na to troszkę gorzej.

Czasem jednak potrzebuję powiedzieć: czas stop. Czasem potrzebuję zrobić coś dla siebie, wygospodarować choćby jeden wieczór na małe przyjemności.

Normalny pracujący człowiek dzieli zwykle swój czas na tygodnie pracy i weekendy, kiedy można odrobić zaległości w sprzątaniu, odpoczywaniu, imprezowaniu.  Mojego czasu nie potrafię już racjonalnie dzielić.
Praca  z dzieciakami pochłania najróżniejsze, niekonwencjonalne pory dnia. Ciężko zaplanować coś poważniejszego, chociażby wizytę u fryzjera, którą przekładam i przekładam.
Do tego dochodzą ukochane transkrypcję, bo z jednej umowy zlecenia wyżyć się nie da.
Czasem wcielę się też w rolę tajemniczego klienta.
Narzekam, narzekam, ale wszystko co robię, nawet stukanie w klawisze naprawdę sprawia mi przyjemność.

Jeszcze do niedawna myślałam, że zakończyłam moją edukację. Sytuacja życiowa i regulacje prawne, które uniemożliwiają w tym państwie normalne życie zmusiły do tego, żebym przedłużyła sobie jeszcze status ucznia.  Parę szybkich myśli i decyzji i jestem słuchaczem szkoły policealnej. Ba, może zostanę kwalifikowanym opiekunem medycznym. Dzisiaj po pierwszym moim zjeździe jestem mile zaskoczona jak fajnie zostałam przyjęta do grona znających się już trochę ludzi. Starsi, młodsi, z różnym bagażem doświadczeń, jest ciekawie, uczę się czegoś nowego, nie narzekam! :)

A pewien etap edukacji już skończyłam. Chwaliłam się już fotką z obrony, jednak studia wieńczy część jeszcze bardziej oficjalna - wręczenie dyplomów.
Skorzystałam z zaproszenia przysłanego przez moją Alma Mater, uiściłam żądaną kwotę za strój i mogłam  cieszyć się z uroczystości.
Zdecydowałam się pójść, odebrać papierek uroczyście, bo taka okazja raczej raz w życiu. Było podniośle, oficjalnie i wzruszająco, były momenty, że łezka się w oku kręciła. Przełożenie pomponika z lewej na prawą, a na końcu rzut czapą do góry. Będzie co wspominać.

Przede mną zaś kolejna nowa rola, którą będę miała zaszczyt pełnić. Udało mi się zasiąść w jednej z obwodowych komisji wyborczych na zbliżające się wybory samorządowe. Zapowiada się dużo roboty, liczenie do rana i mnóstwo kawy. Jestem jednak trochę podekscytowana i ciekawa jak to będzie. Lubię nowe wyzwania, nowe doświadczenia i wrażenia.

A wracając do doznań przyziemnych, znowu mam katar!
Przemilczę fakt jak bardzo się z tego cieszę.
Dzisiaj wieczorem mówię więc: czas stop, organizuję czas dla siebie. Idę do wanny pełnej piany!
Miłego wieczoru kochani. :)


sobota, 13 września 2014

Chorobo zmoro!

Dziękuję chorobo za przybycie. Dawno cię nie było.
Miło, że wpadłaś wtedy, kiedy w pracy 9-godzinne dyżury połączone z prowadzeniem urodzin. Katar na pewno ułatwi zapanowanie nad 4-latkami.

Odliczam kiedy wreszcie pojadę do domu! Wysiadam z pociągu, zostawiam walizkę i biegnę na grzyby. Mam wrażenie, że nad morzem byłam rok temu.
Chcę do domu!
Chcę na grzyby!
Chcę nad morze!
Chcę odpocząć.

Trzymajcie się zdrowo. Pamiętajcie codziennie o witamince, wrzesień jest jakoś dla wszystkich zarazkowo złośliwy.

piątek, 29 sierpnia 2014

Wszystko co dobre.



Wszystko co dobre szybko się kończy. Skończyło się więc te kilka niezwykle przyjemnych dni nad morzem.
Pogoda może nas nie rozpieściła, ale nie rozczarowała. Ani grama deszczu ( no prawie ) nie zepsuło nam wylegiwania się na wybrzeżu.
Atrakcji było pod dostatkiem. Zdobycie Rozewia i 16 kilometrów przebytych plażą muskając stopami zimne fale. Pierwszy raz w życiu jedzona aromatyczna zupa rybna. Trochę adrenaliny pośród ogromnych, morskich fal i zejście z pokładu statku przemoczonym do suchej nitki. Wpatrywanie się w morze nocą zakłócane trochę przez niezbyt urokliwe lampiony.  Dużo pięknych widoków i zapach morza, ryb, spokoju.
Udało nam się oprzeć fali kiczowatych stoisk i przeżyć ten krótki urlop tak jak chcemy.
Na talerzu w domu pachnie jeszcze wędzona ryba.
Wspomnienia wyjazdu przetrwają dłużej, na oglądanych zdjęciach będą rozniecać apetyty na więcej. Może za rok?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Na szóstkę!







To było sześć lat temu. Kiedy to było?
Rok za rokiem mija nam w oszałamiającym tempie. Ile się zmieniło, jak my się zmieniliśmy, to wiemy tylko my. Jedno się nie zmieniło - jesteśmy razem i ręka w rękę, noga w nogę maszerujemy przez świat.
No i wpatrujemy się nadal w jeden punkt, obserwujemy odległy, tajemniczy horyzont. Może dostrzeżemy, co nam niesie życie...? :)