niedziela, 19 maja 2013

Noc kultury (nie)osobistej

 Za nami kolejna Noc Muzeów. O wiele bardziej rozczarowująca niż rok temu. No cóż, wystawy te same co wtedy, te same atrakcje. Czyżby nudą wiało w naszej kulturze? A może muzealnicy po prostu mają przygotowany zestaw, który jak co roku z lenistwa uruchamiają. W każdym razie wczoraj nie skupiałam się chyba aż tak na eksponatach, tylko na ludziach, którzy je oglądali.

Chociaż "oglądali" jest to zbyt mało obrazujące słowo. Oni wręcz chcieli tej kultury dotykać.
Bardzo szanuję i lubię koncepcję Nocy Muzeów ale mam wrażenie jednak, że wpuszcza się bydło na salony. Obok ludzi, którzy potrafią się zachować, rodziców, którzy umieją pokazać dziecku różne ciekawostki, opowiadać i uczyć obycia z dziełami sztuki, są też tacy, którzy wyrwali się całą rodzinką po prostu w miasto a dzieciaki mają kolejne pole do zabaw i bitew.

Czy tak trudno zrozumieć, że eksponat jest eksponatem, że nie wolno dotykać jeśli nie ma na to przyzwolenia, że jeśli nie ma szyby, to nie znaczy, że można tam wejść, dotknąć ? Ja rozumiem, jeśli zachowują się tak dzieci, bo dzieci są naturalnie, pięknie ciekawe świata, tylko czasem w ekstremalnych sytuacjach trzeba tą ciekawość trochę temperować :)

Lecz widząc wyrośniętych nastolatków w dresach ( kwestia ubioru to już zupełnie inny, dyskusyjny temat), którzy dosłownie biegają pomiędzy dziełami sztuki, wyrywają sobie z rąk udostępnione eksponaty, to tracę wiarę, że byli poddawani jakimkolwiek wpływom wychowawczym. I jeszcze ta postawa: że muszę dotknąć, że mi się należy, nie ważne, że muzeum z dobrej woli pozwoliło cykać sobie fotki w różnych strojach, nie muszę być wdzięczny, ja muszę dotknąć!
I chociaż taka jest zapewne idea, żeby dotknąć tej historii i kultury, to nie wiem czy naprawdę o taki efekt chodziło.


My w każdym razie z powodu zimna i bólu nóg "wymiękliśmy" trochę szybciej. Rozczarowani trafiliśmy na koncert Żuków, gdzie chociaż mogłam sobie ponucić ulubione kawałki Beatlesów. Tam też jednak pełno amatorów piwa pod chmurką i innych wariatów, którzy próbowali udawać rockmenów.
Nawet postanowienie o wypiciu studenckiego piwa nie wyszło. Zamiast tego uraczyliśmy się coca colą i mrożoną pizzą.  Może za rok będzie lepiej?

Na pocieszenie wstawiam zdjęcie żołnierza  Arkadiusza.

I nas na urokliwej, bydgoskiej Wyspie Młyńskiej, jeszcze pełnych zapału do zwiedzania. 

4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też zauważyłam bydło na salonach wczoraj, no ale cóż...
    A jeśli chodzi o atrakcje, to Szczecin nie ma jakieś bogatej oferty muzealnej, ale jednak jest tu jedno miejsce, które muzeum nie jest, ale na noc muzeów przygotowuje się świetnie - Książnica Pomorska. Rok temu wyglądało to zupełnie inaczej, wczoraj nastawili się na morze - więc chyba starają się wprowadzić jakiś temat na każdą NM. Był dziennik okrętowy z XVII wieku i różne inne cuda ;-) Ale najbardziej cieszę się, że zobaczyłam pracownię konserwatorską, prasę drukarską jakiej już dziś się nie używa i panie introligatorki, które ręcznie szyją i oprawiają książki :-)

    Wyżej skomentowałam z mojego osobistego, nieblogowego konta - więc usunęłam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. :) cóż, trzeba się do tego przyzwyczaić, świata nie zmienimy, możemy co najwyżej zmienić nastawienie do świata i każdą taką sytuację skomentować uśmiechem :)Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety, takich ludków jest całkiem sporo... :(

    OdpowiedzUsuń